prądy...

  • Rozalinda

prądy...

12 August 2022 by Rozalinda

A czy lepszy los spotkał pana Matwieja, któremu się rozum pomieszał? W następnych dniach, pamiętając o losie Aleksego Stiepanowicza (którego sanitariusze Korowina szukali po całym Kanaanie i w końcu nie znaleźli), pani Lisicyna zachodziła do Berdyczowskiego często, ale nic pocieszającego się nie działo – było z nim coraz gorzej. Odwiedzającej bądź nie poznawał, bądź zupełnie się nią nie interesował. Siedzieli naprzeciw siebie i milczeli. Potem pani Polina z ciężkim sercem szła w swoją stronę. Straszliwa, pełna fatalnych wydarzeń noc zakończyła się zupełną farsą. No i oczywiście – także surowym ukaraniem winowajców. Czcigodny ojciec zdegradował brata Jonasza z kapitana na palacza, lecz najpierw wsadził go na miesiąc do ciemnicy o chlebie, wodzie i modlitwie. Doktor Korowin ze swoimi podopiecznymi postąpił równie surowo. Pani Borejko zakazano (także na cały miesiąc) posługiwać się pudrem, perfumami, pomadkami i ubierać się na czarno. Aktora Terpsychorowa umieszczono w areszcie domowym z jedną jedyną książką, także utworem Fiodora Dostojewskiego, ale nieszkodliwym, opowiadaniem Biedni ludzie, żeby zapomniał o roli „obywatela kantonu Uri” i zasmakował w obrazie uroczego, najspokojniejszego Makara Diewuszkina. Na trzeci dzień pani Polina odwiedziła aresztanta i zdumiała się zaszłą w nim zmianą. Były uwodziciel posłał jej miękki, ciepły uśmiech, nazwał „gołąbką” i „mateczką”. Uczciwie mówiąc, tę metamorfozę odwiedzająca przyjęła z mieszanymi uczuciami – w dawnej roli Terpsychorow był bez porównania ciekawszy. Z innych godnych uwagi wydarzeń trzeba wspomnieć o pojawieniu się w jednej z liberalnych gazet moskiewskich artykułu o nowoararackich cudach i złej sławie rubieżnej pustelni. Nic, tylko doniósł jakiś pielgrzym. Pierwszy raz w klasztornym sklepiku nie wykupiono różańców, wyrżniętych przez świętych pustelników. Ojciec Witalis kazał urządzić wyprzedaż, cenę obniżono najpierw do dziewięciu rubli dziewięćdziesięciu dziewięciu kopiejek, potem nawet do czterech dziewięćdziesięciu dziewięciu. Dopiero wtedy różańce wykupiono, a i to nie wszystkie. To był zły znak. W mieście mówiło się już otwarcie, że pustelnia to teraz miejsce nieszczęśliwe, nieczyste, że trzeba ją na pewien czas zamknąć, zakazać wstępu na Wyspę Rubieżną przynajmniej na rok i przekonać się, czy święty Wasilisk się nie uspokoi. Co prawda Orędownik nawet bez tego jakby się uspokoił: po wodzie więcej nie chodził, nikogo w mieście nie straszył, ale może dlatego, że noce były stale ciemne, bezksiężycowe. Co do pani Lisicynej, to w tym okresie ciszy była prawie cały czas pogrążona w głębokiej zadumie i na ogół nic nie robiła. Rankami długo oglądała okaleczoną twarz w lustrze i odnotowywała zmiany barwy krwiaka. Bodajże tylko tym różniły się kolejne, kubek w kubek do siebie podobne dni. Sama tak właśnie je określała, od koloru siniaka. Przyjmijmy, że pierwszy ze spokojnych dni – ten, co nastąpił po nocy, podczas której najpierw omal jej nie utopiono, a potem omal nie pohańbiono – nie liczy się, że go, można powiedzieć, nie było. Po wannie, masażu i kojącym nerwy zastrzyku cierpiętnica przespała prawie całą dobę i do pensjonatu wróciła dopiero następnego ranka, odświeżona i silniejsza. Popatrzyła w lustro przy toaletce. Zobaczyła, że piętno na twarzy nie jest już purpurowobłękitne, tylko po prostu błękitne. Tak też nazwała cały ten dzień. „Błękitnego” dnia po południu przebrała się w pawilonie w strój nowicjusza (który wraz z innymi rzeczami szczęśliwie przeleżał na podłodze od przedwczorajszego dnia), co chwila mimo woli oglądając się na posępne sylwety automatów. Stąd chudziutki, niewysoki mniszek udał się na Mierzeję Postną, żeby czekać na przewodnika. Brat Kleopa pojawił się punktualnie, równo o trzeciej, i zobaczywszy Pelagiusza, bardzo się ucieszył – nie tyle na widok samego nowicjusza, ile ze spodziewanego bakszyszu. Spytał rzeczowo: – No co, popłyniesz dzisiaj czy jak? Ręka ciągle boli. – I mrugnął. Dostał rubelka, opowiedział, jak wczoraj rano odwoził starca Hilariusza na Rubieżną, jak dwóch pustelników powitało nowego pobratymca: jeden bez słowa go pocałował, to znaczy właściwie tknął kapturem w kaptur, a schiigumen głośno oznajmił: „Twoje są niebiosa, Teognosta”.

Posted in: Bez kategorii Tagged: filip pławiak, kto jest kamerzystą lorda kruszwila, lena kołakowska,

Najczęściej czytane:

ominąć.

Nie miała wątpliwości, co wydarzyło się w zamku. Oryginalną „Madonnę w kościele” skradziono i zastąpiono falsyfikatem. Było to dla Tempery oczywiste; jakby ... [Read more...]

zakończenia, na końcu ciemnego tunelu nie paliło się

światełko nadziei. Tempera nie mogła pozbyć się myśli, że gdyby nie sprawa lorda Eustace'a, teraz już nie dręczyłoby jej poczucie winy, iż książę okazywał jej zainteresowanie. A ... [Read more...]

- Przygotować ci coś ciepłego do picia, żebyś się mogła

odprężyć, może nawet zasnąć. - Umilkła na chwilę. - Chyba nie masz nic przeciwko temu? Bo gdybyś wolała jeszcze się nie kłaść i trochę dłużej pogadać, to proszę bardzo. Decyzja należy do ciebie. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 imb.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste