żeby zadowolić każdego gościa. Lucien był równie zaskoczony, jak wszyscy, kiedy
ograniczył się do gry w pikietę. Przez niecałe dwie godziny wygrał sto funtów od markiza Cookseya i nie zależało mu na tym, żeby powiększyć tę sumkę. Nie potrafił beztrosko oddać się zabawie, bo myślami tkwił przy guwernantce swojej kuzynki. Nastrój poprawił mu się trochę, dopiero kiedy postanowił, że panna Gallant zapłaci za swoje zuchwalstwo... w sposób, który on wymyśli. - Lucienie? Drgnął i podniósł wzrok znad kart. - Robert. Nie spodziewałem się ujrzeć cię tu dzisiaj. Cooksey odsunął się od stolika. - Możesz zająć moje miejsce, chłopcze - zagrzmiał. - Przez Kilcairna muszę zakończyć miły wieczór. Markiz oddalił się, a wicehrabia opadł na zwolnione krzesło. - Pokaz sztucznych ogni w Vauxhall zepsuła mgła, więc przyszedłem cię poszukać. - Szkoda, że nie zjawiłeś się godzinę temu. Razem oskubalibyśmy Cookseya. - Balfour zręcznie potasował karty. - Albo ty mnie - odparł Robert i dał znak kelnerowi. Lucien popatrzył uważnie na przyjaciela. - Co robiłeś w Vauxhall Gardens? Wicehrabia przeczesał dłonią piaskowe włosy. - Moja matka zjeżdża do Londynu w przyszłym tygodniu. - I? Wicehrabia już otwierał usta, ale zawahał się i łyknął porto. - Wszyscy znają twoje zdanie w tej kwestii... Lucien zmarszczył brwi. - Jakiej kwestii? Robert potrząsnął głową. - Nie będę z tobą o tym rozmawiał. Coraz ciekawiej. - Załóżmy się więc. Rozdam karty. Jeśli dostanę wyższą, zdradzisz mi swój mały sekret. - A jeśli ja wygram? - Weźmiesz setkę Cookseya. Lucien był sześć lat starszy od Roberta i miał dużo więcej tajemnic do ukrycia. Nim zdążył policzyć do pięciu, wicehrabia wyrwał mu talię z rąk i rzucił ją na stół. - Ja pierwszy - powiedział i sięgnął po kartę. - Dziewiątka trefl. Hrabia uniósł brew i wziął kartę z samego wierzchu. - Walet pik. Wicehrabia spiorunował go wzrokiem, po czym odchylił się na oparcie krzesła i skrzyżował ramiona na piersi. - Nie powinieneś się zakładać, Robercie. Mów. - Niech to diabli! - wybuchnął Belton. - No, dobrze. Myślę o ożenku. Lucien patrzył na niego bez słowa przez długą chwilę. - Dlaczego? - Mam dwadzieścia sześć lat i... tak mi przyszło do głowy. - Wiem, rodzinne obowiązki i tak dalej. Nic dziwnego, że Robert nie chciał z nim rozmawiać na ten temat. Wszyscy znali jego stosunek do małżeństwa. Tylko przykre okoliczności zmusiły go do zastanowienia się nad ożenkiem. Nie zamierzał jednak wspominać Ellisowi o swoich planach. Przynajmniej do czasu, aż znajdzie odpowiednią kandydatkę. - Tak. - Robert popatrzył na niego czujnie. - I co? Masz coś złośliwego do powiedzenia? Lucien wysączył porto do dna. - Czego szukasz w kobiecie? - Nie martw się, Kilcairn, znajdę ją bez twojej pomocy.