- To znacznie trudniejsze niż praca w ambasadzie - odrzekła i pomyślała, że nigdy nie przypuszczała, iż praca niani może dawać tyle satysfakcji.
Bryce zsadził Karolinę z krzesełka i postawił na podłodze, a dziewczyna zrobiła taki gest, jakby chciała wziąć małą na ręce. - Odpocznij - powiedział. - Ja ją wykąpię i położę. Kiedy wychodził z dzieckiem, odprowadziła go wzrokiem. Dziewczynka pomachała jej rączką na dobranoc, a ona przesłała małej całuski. Wiedziała już, że bardzo kocha Karolinę. Sama myśl o tym, iż nigdy więcej miałaby nie zobaczyć Bryce'a ani małej, sprawiała jej dojmujący ból. A przecież kiedyś się z nimi w końcu rozstanie. Niepokoiło ją, że Mark był ciągle na wolności. Wiedziała, że mógł jej szukać, na pewno zorientował się, że znikła. Włączyła zmywarkę i poszła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są zamknięte, a alarmy działają. Kiedy wróciła do salonu, trzęsły się jej ręce na myśl, że Bryce'owi lub Karolinie mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby Faraday ją tu znalazł. Usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz zainstalowano lampy, które oświetlały przystań. Łódka i jacht spokojnie kołysały się na wodzie. Bryce poszedł do salonu, wiedząc, że znajdzie w nim Klarę. Nie przypuszczał tylko, iż dziewczyna będzie taka smutna. - Napijesz się wina? - spytał. Drgnęła jak wystraszone zwierzątko. - Nie słyszałam cię - powiedziała, ściskając w dłoniach poduszkę. - Przepraszam - rzekł i podał jej wino. Wypiła je do połowy, z westchnieniem odstawiła kieliszek i wtuliła się w kanapę. - Dziękuję. Waśnie tego potrzebowałam - przyznała, uświadamiając sobie, że ma wyjątkowo napięte nerwy. - Jesteś dziś bardzo zdenerwowana. - Nie, po prostu mnie zaskoczyłeś. Sądziłam, że uśpienie Karoliny zajmie ci więcej czasu. - Miała dość wrażeń związanych z chodzeniem. Klara uśmiechnęła się, słysząc dumę w jego głosie. Wreszcie poczuła się rozluźniona. Tymczasem Bryce usiadł obok niej na kanapie. Spojrzała nań podejrzliwie, co go tylko rozbawiło. Naprawdę chciał się dowiedzieć, skąd się to u niej brało. Dlaczego nie mogła mu zaufać? - Hope powiedziała, że odszedłeś z tajnych służb ze względu na żonę. Napomknienie o Dianie sprawiło, iż zesztywniał. - Moja siostra lubi dużo mówić. - Sądzę, że obudziłam jej zaniepokojenie. - Podejrzewa, że coś się między nami dzieje. - Bryce lekko się uśmiechnął. - Naprawdę? Zawahał się, nie mając ochoty na tę rozmowę. Jednak nie umiał się od niej wykręcić. - Tak - przyznał. - Musiałeś bardzo kochać żonę - powiedziała Klara ze współczuciem. - Wcale jej nie kochałem. Spojrzała nań uważnie. - Ożeniłem się ze względu na Karolinę - rzekł z westchnieniem. - Wiem. - Czy Hope powiedziała ci również, że Diana to zaplanowała? - Nie. Dlaczego tak sądzisz? Bryce opowiedział jej wszystko, o czym ostatnio usłyszał od siostry. - Musiała czuć się bardzo samotna, skoro tak pragnęła mieć rodzinę - zauważyła Klara. - Była sierotą - przyznał. - Jednak nasze małżeństwo okazało się pomyłką. Bała się zostawać sama, więc zrezygnowałem z pracy. Próbowałem ją kochać. Miała urodzić moje dziecko. Jednak nie potrafiłem się zmusić do miłości. W końcu zaczęła mnie nienawidzić. Nie obwiniam jej o nic. - Dlaczego? - Zrujnowałem jej życie. Sprawiłem, że zaszła w ciążę, a potem zmarła. Bryce chciał wstać z kanapy, lecz Klara zatrzymała go, kładąc rękę na jego dłoni, a on natychmiast splótł jej palce ze swoimi. Na jego twarzy malowało się wzruszenie. Ciągle obawiał się, że może zniszczyć życie kolejnej dziewczynie. Klara wiedziała już teraz, co miał na myśli, wspominając kiedyś o wyrzutach sumienia. Rozumiała go doskonale. - Posłuchaj - zaczęła, ściskając go za rękę. - Nie powinieneś się obwiniać. Diana zmarła przy porodzie ze względu na komplikacje, które pojawiłyby się także wówczas, gdyby ojcem dziecka był ktoś inny. Nieważne, czy ją kochałeś. Nie zmienisz przeszłości. Odeszła, zostawiając ci to, co było w waszym związku najlepsze. Karolinę. Bryce wpatrywał się w jej oczy i uważnie słuchał tego, co mówiła. Każde słowo przynosiło mu ulgę. - Tak - przyznał cicho. - I jeszcze jednego jestem pewna. - Czego? - Spałam z tobą. Wiem, że dałeś jej wiele rozkoszy. Bryce uśmiechnął się, a Klara natychmiast pożałowała swoich stów, uświadomiła sobie bowiem, iż dotknęła tematu, którego miała unikać. - Zapomnij, że to powiedziałam - rzekła. - Nie mogę. - Postaraj się. Nim zdążył ją powstrzymać, wstała z kanapy. Pomyślał, że nie może pozwolić jej odejść. - A jeśli nie chcę? - Nie masz wyboru. Bryce posłał jeden z tych podniecających uśmiechów, które zawsze ją obezwładniały, więc szybko spojrzała w kierunku drzwi. - Naprawdę nie masz wyboru - powtórzyła cicho. - Nie możesz ciągnąć romansu sprzed pięciu lat. - Sądzisz, że chcę być z tobą ze względu na Hongkong? - A dlaczego? - Jeśli tak myślisz, jesteś w błędzie. - No to powiedz, dlaczego - zaproponowała, choć wewnętrzny głos ostrzegał, by tego nie robiła. - Mówiłem ci, że nigdy nie zapomniałem tamtej nocy. Nie chciałem. To była jedna z tych chwil, które zdarzają się tylko raz w życiu.