udało się przytrzymać Malindę na miejscu. - I masz
nie mieć żadnych wyrzutów sumienia - zagroziła. - Już za długo postępowałaś według zasad ciotki Hattie. Najpierw musisz nauczyć się odprężać - mówiła dalej przejęta swą rolą Cecile. - Oddechy brzuszne. Tak. Co najmniej dwa, a potem... - Oddechy brzuszne? - wykrzyknęła przerażona Malinda. - A cóż to takiego? - Takie głębokie oddechy. Spróbuj. Pod czujnym spojrzeniem Cecile Malinda, chcąc nie chcąc, spróbowała i poczuła się dziwnie. - Znakomicie. Czujesz się odprężona? - Nie, czuję się jak idiotka. - Malinda pokręciła głową i wstała. - Nic z tego nie będzie. Doceniam twoją pomoc, ale ja po prostu jestem inna. Nie potrafię się rozluźnić przy mężczyźnie. - Oczywiście że potrafisz. Musisz tylko trochę poćwiczyć. Powinnaś... ROZDZIAŁ SIÓDMY - Jesteś pewien, że Jason da sobie radę z chłopcami? - zapytała Malinda zapinając pasy. - Na pewno. Ma siedemnaście lat, jest odpowiedzialny i dzieciaki go uwielbiają. - A jak się coś stanie? - Zostawiłem twój numer obok telefonu. W razie jakichś kłopotów będzie dzwonił. - Jack przekręcił kluczyk w stacyjce i poklepał Malindę uspokajająco po ramieniu. - Rozluźnij się. Wszystko będzie dobrze. Rozluźnij się. W ostatnim tygodniu Malinda słyszała to słowo tyle razy, że wystarczy jej na całe życie. A Cecile była w błędzie. To nie ćwiczenia były potrzebne Malindzie. Może czołowa lobotomia, ale nie ćwiczenia. Od oddechów brzusznych bolały ją wszystkie mięśnie, a na niewiele to się zdało. Wciąż sztywniała, gdy Jack podchodził do niej bliżej niż na pół metra. A dzisiaj miała z nim spędzić cały dzień - sam na sam! Użyła wszelkich możliwych wymówek, by uniknąć tej szczególnej formy tortur. Kiedy stwierdziła, że zupełnie nie zna się na hydraulice, Jack powiedział, że niepotrzebna mu jej wiedza, lecz dodatkowa para rąk. Trudno było twierdzić, że urodziła się bez tych narzędzi. Potem próbowała zasłaniać się pracami domowymi JEDNA DLA PIĘCIU 87 - praniem i odkurzaniem, ale Jack zapewnił ją, że zrobią to wszystko wieczorem - razem. - Dwie osoby wykonują każdą pracę dwa razy szybciej niż jedna - powiedział. Malinda jęknęła na samo wspomnienie. Jej ostatnią deską ratunku byli chłopcy. W domu Malindy tylko plątaliby się pod nogami, a u siebie nie mogli przecież zostać sami. Dokładnie w tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi i zjawił się Jason. Chłopcy nie mogli już być wymówką