Wyjechał tyłem z garażu, wyprowadzając swój krążow-
nik. Manewrował nim tak długo, aż drzwi pojazdu wyko- rzystywane przy załadunku ustawiły się dokładnie na wprost tylnych drzwi domu. Zapakowanie obtłuczonego, pogiętego kadłuba Niani do środka zajęło tylko chwilę. W ciągu dziesięciu minut Tom był już w drodze do miasta. Jechał w kierunku warsztatów naprawczych Service Indu- stries, Inc. W progu powitał go ktoś z obsługi. Mężczyzna ubrany w biały, wyplamiony smarem kombinezon. — Jakieś kłopoty? — zapytał znużonym głosem. Z ty- łu, za nim, na całej długości olbrzymiej hali stały w rzędach uszkodzone roboty-Nianie, każdy wybrakowany w inny sposób. — Co stało się tym razem? Tom nic nie odpowiedział. Kazał wyjąć z pojazdu Nia- nię i czekał, aż mechanik sam dokona ekspertyzy. Kręcąc głową, pracownik obsługi wyczołgał się spod ro- bota i wytarł ręce ze smaru. — To będzie sporo kosztować — zakomunikował. — Cały system przewodów odpowiedzialnych za przesył sy- gnałów został uszkodzony. łomowi zaschło w gardle. Natarczywie domagał się wy- jaśnień: — Czy widział pan już kiedyś coś podobnego? Ten ro- bot się nie zepsuł. On został zniszczony. — Jasne, że tak — odrzekł bezbarwnym głosem pra- cownik obsługi. — Nieźle musiała oberwać. Sądząc po tych brakujących częściach — mężczyzna wskazał ręką wgniecione elementy przedniej części kadłuba — przy- puszczam, że to musiał być jeden z tych modeli wypusz- czonych niedawno przez Mecho. Ten z mocno wystającą szczęką. Tom poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej, a krew ścięła mu się w żyłach. — A więc to nie pierwszy taki przypadek — odezwał się cicho. — Takie rzeczy są na porządku dziennym. — No cóż, Mecho-Products właśnie wypuściła na ry- nek ten model z wystającą szczęką. Jest nawet niezły... kosztuje dwa razy tyle co pański robot. Naturalnie, nasza firma również posiada modele tej klasy — dodał zapobie- gliwie mężczyzna. — Są równie dobre, a nie tak drogie. Starając się panować nad swoim głosem, Tom oświad- czył: — Zależy mi, aby ten tutaj został naprawiony. Nie mam zamiaru kupować następnego. — Postaram się. Nic będzie już jednak tak sprawny, jak dawniej. Został poważnie uszkodzony. Radziłbym panu dać go na wymianę za nowego robota. Dostanie pan za nie- go prawie tyle samo, ile pan zapłacił. Jeżeli chodzi o te no- we modele, które zostaną wypuszczone na rynek za jakiś miesiąc, może dwa — to sprzedawcy nie mogą się docze- kać, żeby... — Postawmy sprawy jasno. — Drżąc ze zdenerwowa- nia, Tom Fields zapalił papierosa. — Tak naprawdę, to wcale wam nie zależy na tym, żeby naprawiać zdemolowane roboty. Chodzi tylko o to, żeby utrzymać ciągłość sprze-