- Rozumie pani, to nie jest normalna procedura.
- Ale pan te¿ nie jest policjantem, który zawsze postepuje zgodnie z procedura, prawda? - Racja. Kylie spojrzała przez okno do srodka i zobaczyła swoja przyrodnia siostre. - Rzeczywiscie jestescie do siebie bardzo podobne - zauwa¿ył Paterno. - Niestety. Marla, z której twarzy zniknał makija¿, patrzyła na Kylie, mru¿ac oczy w przera¿ajacej, zimnej furii. Gdyby spojrzenie mogło zabijac, Kylie natychmiast padłaby trupem. - Chce jej pani cos powiedziec? Kylie tylko potrzasneła głowa. 468 - Wszystko zostało ju¿ powiedziane - stwierdziła. Nie czuła ju¿ zazdrosci, tylko odraze i litosc. - Musze wracac na góre, do Nicka. - Myslałem, ¿e bedzie jej pani chciała powiedziec, co o niej mysli. - Pózniej. W sadzie. Marla patrzyła na nia z nienawiscia przez szybe i mówiła cos, pogardliwie wykrzywiajac usta. Kylie nie słyszała jej, ale z ruchu warg odczytała jedno ze słów. „Bekart”. Kiedys to okreslenie bardzo ja bolało. Teraz nie robiło ju¿ na niej wra¿enia. - Zabierzcie ja- powiedział Paterno do jednego z policjantów. Nic nie widział, nie mógł mówic, nie... o Bo¿e, nie mógł poruszyc reka. Próbował otworzyc oczy, ale cie¿kie powieki ani drgneły. Wa¿yły chyba z tone i wydawały sie przyklejone do gałek ocznych, palacych obezwładniajacym bólem. - Nick? Poczuł dotyk czyichs chłodnych palców na wierzchu dłoni. - Nick, słyszysz mnie? Głos kobiecy, miekki, zdawał sie dochodzic gdzies z bardzo daleka... z drugiej strony tego strasznego bólu. Był to głos Marli. Nie, nie Marli, Kylie. Z trudem uniósł powieki i spojrzał w oczy zielone, jak las o wschodzie słonca. Czuł nieznosny ból w boku, ale usmiechnał sie słabo, czujac jej łzy na swoich rekach. - Gdzie byłas? - spytał. - Własnie miałam ci zadac to samo pytanie. - Kylie głosno pociagneła nosem. - Napedziłes mi porzadnego stracha, Cahill. - Jak sie czujesz? - A ty? - Spojrzała uwa¿nie na jego twarz. - Zle wygladasz, wiesz o tym. 469 - Czuje sie jeszcze gorzej. Kylie zasmiała sie i ujeła go za reke. - Dzieki Bogu, ¿e jestes taki twardy. - Ciesze sie po prostu, ¿e wróciłem, Marla - powiedział. Usmiech zniknał z jej twarzy. Odwróciła na chwile wzrok, a pózniej znowu na niego spojrzała, mru¿ac oczy.