poobijanych kolan, ani wypadania mlecznych zebów, ani bólu,
jakiego doznała, słuchajac o jej pierwszej, dziewczecej pora¿ce? To wszystko musiało sie wydarzyc, ale Marla nie mogła sobie przypomniec niczego, co miało zwiazek z jej ¿yciem. Czuła wewnatrz pustke. To było przera¿ajace. Przera¿ajace jak diabli. - Wiedziałem, ¿e sie obudzisz! - Głos Aleksa zagłuszył wszystkie dzwieki. Marla odwróciła głowe, spodziewajac sie zobaczyc kolejna obca twarz, ale spojrzawszy na swojego me¿a, odniosła mgliste wra¿enie, ¿e ju¿ go kiedys widziała - w ułamku sekundy przed jej oczami ukazał sie niewyrazny obraz, który jednak natychmiast zapadł z powrotem w czarna otchłan niepamieci. - Och, kochanie, tak dobrze jest znowu cie 68 zobaczyc! - Pod rozpietym płaszczem Alex miał na sobie granatowy garnitur. Konce paska wetknał do kieszeni. Był wysoki i dobrze zbudowany. Usmiechał sie szeroko, a jego szare oczy błyszczały radoscia. Przechylił sie przez porecz łó¿ka i gwałtownie chwycił ja w ramiona. - Ja strasznie... to znaczy my wszyscy strasznie sie za toba stesknilismy. - Miał niski, głeboki głos, pachniał dymem papierosowym i jakas pi¿mowa woda po goleniu. Zło¿ył na policzku Marli serdeczny pocałunek. Na Marli nie zrobiło to ¿adnego wra¿enia. O Bo¿e, przecie¿ nie mo¿e byc a¿ tak płytka. Tak nieczuła. Piekace łzy napłyneły jej do oczu, zamazujac wszystko wokół. Uniosła sie troche i przytuliła do niego, rozpaczliwie szukajac w sobie choc cienia czułosci, miłosci czy poczucia przynale¿nosci. Mogła miec tylko nadzieje, ¿e wkrótce uczucia te wróca wraz z reszta jej wspomnien. To wymaga czasu, powtarzała sobie, ale była coraz bardziej sfrustrowana. Marla zdała sobie sprawe, ¿e cierpliwosc nie le¿y w jej naturze. Była zadowolona, ¿e udało jej sie dowiedziec czegos o swojej osobowosci, doszła jednak do wniosku, ¿e to chyba nie jest dobra cecha charakteru. Rozległ sie ostry dzwonek telefonu i Alex zesztywniał. - Wydałem polecenie, ¿eby nie nekano cie telefonami - powiedział, siegajac po słuchawke. Cissy siedziała pod oknem oparta o aparat do klimatyzacji, a Eugenia wyskubywała zeschłe kwiatki z kaktusa: - Halo... halo? Kto mówi... cholera! - Rzucił słuchawke. - Nikt sie nie odezwał? - spytała Eugenia i Marle nagle przeszedł dreszcz strachu. - Na pewno pomyłka - powiedziała Cissy znudzonym tonem. - Niemo¿liwe. Wszystkie połaczenia przechodza przez centrale. -Alex potarł szczeke i zmru¿ył oczy w zamysleniu. 69 Eugenia przestała skubac kaktus. - Sprawdze to. Były jeszcze jakies telefony? - Nie... o ile pamietam, ale nie pamietam wiele. - Twarz Marli wykrzywił grymas usmiechu. Alex westchnał. - Tak, wiemy. Zanim przyszlismy do ciebie, rozmawialismy z Philem... twoim lekarzem... doktorem