spojrzeniem. Przekrecił kluczyk w stacyjce i powoli wyjechał z
parkingu. - Jakby mi ktos przyło¿ył młotem w szczeke. - Dobre, co? - Wcisnał zapalniczke, a nastepnie z wewnetrznej kieszeni marynarki wyciagnał paczke papierosów. - Dobre.-Marla nie zdobyła sie na usmiech. Jego zachowanie dra¿niło ja coraz bardziej. Podejrzewała, ¿e wraz z Robertsonem ukrywa cos przed nia, i działało jej to na nerwy. Co gorsza, jego postawa - mał¿enska troska, podczas gdy tak naprawde nigdy go przy niej nie było - zaczeła ja naprawde wkurzac. Cos tu było nie tak i wiedziała, ¿e tego sobie nie wymysliła. Była jednak zbyt zmeczona, by teraz sie nad tym zastanawiac. Zapalniczka wyskoczyła ze szczekiem. Alex zapalił papierosa i wydmuchnał kłab dymu. Nacisnał guzik i szyba zjechała w dół, a przez otwarte okno wpłyneło do samochodu chłodne, wilgotne powietrze. Z radia dobiegała spokojna jazzowa muzyka. Alex wyjechał na opustoszałe ulice i ruszył w strone wzgórza. Oswietlone drapacze chmur jasniały na tle nieba. Marla rozpoznała w oddali piramide Transamerica i historyczna dzielnice Jackson Square. Widziała je przedtem zapewne setki razy. I jeszcze cos... jakis przebłysk... Nagle zobaczyła siebie 245 przy biurku, w wielkim budynku ze stali i szkła. Monitor komputera szumiał cicho, na odgrodzonych od siebie niskimi sciankami biurkach dzwoniły telefony, pracownicy rozmawiali, pisali cos na komputerach, wpatrywali sie w monitory. Ciag okien na jednej ze scian ukazywał panorame San Francisco i błekitne niebo nad zatoka. Ale to niemo¿liwe. Ona przecie¿ nie pracowała w biurze. Nigdy. Wtulona w miekki fotel jaguara spojrzała na me¿a. Patrzył przed siebie z posepna mina. - Czy ja kiedykolwiek pracowałam? - spytała, choc wiedziała, jaka bedzie odpowiedz, jeszcze zanim zadała pytanie. Alex parsknał smiechem. - Ty? Daj spokój. - Pytam powa¿nie. - Oczywiscie, ¿e nie. Po co miałabys pracowac? - Nie wiem, po prostu nagle stanał mi przed oczami obraz wielkiej, głosnej sali podzielonej niskimi sciankami i pełnej urzedników, kobiet i me¿czyzn w garniturach... ja te¿ tam byłam, siedziałam przy biurku... - Umilkła i potarła palcami skronie, chcac przypomniec sobie cos wiecej. - Marla, nie przepracowałas w swoim ¿yciu ani jednego dnia - powiedział Alex i zachichotał, jakby ta mysl była niezwykle zabawna. -Bywałas w dziesiatkach ró¿nych biur, ale nigdy jako ich pracownik. - Jestes pewny? - spytała. W takim razie skad przyszło jej to do głowy? - Absolutnie. - Spojrzał na nia z ukosa i jego twarz złagodniała. -To tylko twoja wyobraznia. Albo paranoja. Zdaje sie, ¿e w jej przypadku nie ma wiekszej ró¿nicy.